aktrakcje,  Australia

Canberra, czyli co warto zwiedzić w „sztucznym” mieście.

Nie tak dawno, wszyscy żyliśmy „bush fire” w Australii. Dla mnie, te pożary były szczególnie znaczące, gdyż przypomniały mi, moją wyprawę do Australii. Uświadomiły mi, że miałam niezwykłe szczęście zobaczyć wspaniałą przyrodę, krajobrazy, roślinność, a nawet dzikie misie koala. Zastanawiałam się czy w tym roku znowu nie odwiedzić Australii. Jednak w obliczu tego co się stało, naszły mnie wątpliwości czy nadal zobaczyłabym tyle wspaniałych miejsc, co za pierwszym razem.

Choć minęło kilka lat od mojej wizyty w krainie kangurów, to wspomnienia są ciągle jak żywe i mam wrażenie jakbym była tam zaledwie wczoraj.

Swoją podróż po Australii zaczęłam od zwiedzania Sydney i wizyty u znajomych. O tym co warto zobaczyć w Syndey, przeczytacie w innym moim wpisie.

Kolejnym odwiedzonym przeze mnie miastem była Canberra. Krótki, aczkolwiek ciekawy przystanek podczas mojej podróży po Australii.

Ponieważ w Australii odległości pomiędzy poszczególnymi miastami są bardzo duże, przez  większą część czasu przemieszczałam się samolotem. Jedyny odcinek mojej podróży, który przejechałam samochodem, była właśnie droga z Sydney do Canberry. Bardzo ucieszyła mnie ta myśl, gdyż nadarzyła się okazja podziwiać krajobraz australijski, nie tylko z lotu ptaka. Razem z moim przyjacielem i jego znajomymi ruszyliśmy w drogę. Z początku myślałam, że pokonanie całej trasy zajmie nam przynajmniej z pięć godzin. Jednak nie ma to jak dobrze rozbudowane drogi. Trzysta kilometrów pokonaliśmy w niespełna trzy godziny. Co do widoków po drodze, niestety nie miałam czego podziwiać. W tej części Australii tereny są w znacznej mierze równinne i krajobraz jest dość monotonny. Miałam za to szczęście zobaczyć dzikie kangury, których widok wynagrodził mi mało ciekawy krajobraz widziany z okna samochodu.

Canberra.

W dzieciństwie zawsze byłam przeświadczona, że stolicą Australii jest Sydney. Jak się później dowiedziałam jest nią Canberra. Ponieważ władze zarówno Melborune, jak i Syndey nie mogły dojść do porozumienia, które z nich ma zostać stolicą kraju, w ramach konsensusu, postanowiono wybudować sztucznie miasto. Jak to mówią: „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.” Tak oto powstała Canberra, która w 2013r. obchodziła setną rocznicę powstania.

Sama Canberra, w stosunku do innych miast nie jest za wielka. Natomiast będąc w okolicy, nie mogło mnie tam zabraknąć. Pierwotnie miałam przenocować u mojego kolegi. Plany, jak to w moim przypadku często bywa, uległy lekkiej zmianie. W momencie, kiedy mama mojego kolegi dowiedziała się, że mam nocować u niego, doszła do wniosku, że nie mogę spać w jego obskurnym mieszkaniu. Postanowiła więc, wynająć mi pokój w hotelu. Utwierdziło mnie to jeszcze bardziej w przekonaniu, że gościnność Australijczyków nie zna granic.

W pierwszej kolejności chciałam zobaczyć Górę Kościuszki.

Mój pomysł spalił na panewce. Australię zwiedzałam w lipcu, kiedy panuje tam zima. Jak to w górach bywa, nawet tych w Australii, leżał tam śnieg, a ja nie byłam przygotowana na taką ewentualność. Może przy kolejnej wizycie, uda mi się wspiąć na szczyt.

Mój czas pobytu w stolicy Australii ograniczał się raptem do jednego dnia, więc postanowiłam skorzystać z innych, bardziej przyziemnych rozrywek w mieście.

Questacon

Razem ze znajomym odwiedziliśmy muzeum techniki Questacon. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, bez względu na wiek. Było wiele atrakcji, z których oczywiście nie omieszkałam skorzystać. Zagrałam z robotem w cymbergaja (kto wygrał, było do przewidzenia od samego początku). Ciekawym doświadczeniem, również była wizyta w domu mieszkalnym, który okazał się symulatorem trzęsienia ziemi. Moim najbardziej ulubionym elementem muzeum była Zjeżdżalnia Swobodnego Spadania (czyli Free fall). Ubrana w pomarańczowy kombinezon, który przypominał mi ten więzienny z amerykańskich filmów, spadając w dół, czułam się lekka jak piórko. Wrażenia i emocje towarzyszące mi podczas jazdy i samego momentu pionowego wiszenia z nogami w dół, niesamowite. Nasuwają mi się słowa Osła z filmu Shrek, kiedy oglądali teatrzyk w drodze do zamku: „Ja chcę jeszcze raz!”.

Tuż obok muzeum znajdował się Parlament House.

Miałam okazję podziwiać piękno tego budynku jedynie z zewnątrz. Słyszałam jednak, że warto wybrać się też do środka (więcej informacji znajdziecie tutaj). Jest to obecna siedziba rządu, gdyż dawniej mieściła się w Melbourne.

Inne atrakcje.

Z pewnością, mając więcej czasu, dodałabym do swojego programu kilka dodatkowych miejsc do zobaczenia, jak: Australian War Memorial, Obserwatorium Astronomiczne, czy też odpoczynek nad jeziorem Griffina.

Jak lubiła mówić moja babcia: „komu w drogę, temu trampki”, zatem i ja ruszyłam dalej.

Następny przystanek: Melbourne.