City Break,  podróże,  Polska

City Break Gorzów Wielkopolski – czyli w drodze nad polskie wybrzeże.

Wiadomo, że rok bez podróży rokiem straconym, dlatego pomimo całej pandemii, chciałam się gdzieś wybrać choć na chwilę. Tylko gdzie?  Otóż moje tegoroczne plany podróżnicze zmieniały się jak w kalejdoskopie.

Widok na Pajączka w Gorzowie
Plan może ulec zmianie.

Pierwotny plan zakładał wyjazd do Norwegii. Niestety Norwegia zamknęła granice dla turystów, więc musiałam znaleźć plan B. Padło na Zanzibar, gdzie nie wymagali testów na Covid ani nie trzeba było odbywać kwarantanny (do czasu). Ponieważ dużo turystów wpadło na taki sam pomysł i zaczęło tłumnie wyjeżdżać na Zanzibar, władze wprowadziły testy. Dlatego przyszedł czas na plan C. Polskie wybrzeże. Pod względem logistycznym, było to dla mnie najprostsze rozwiązanie. Bez przekraczania granic i całej Covidowej otoczki.

Bulwar Nadwarciański

Jednak, jak to ja, która lubi włóczyć się po świecie, nie spoczęłam na laurach. Wymyśliłam jeszcze plan D. Lecę do Albanii. Plan wręcz znakomity. Zero testów, zero kwarantanny. Istny raj. Już nawet ułożyłam sobie plan podróży i miejsc, które chciałabym odwiedzić. Pojawiło się jedno małe „ale”, ale jakże znaczące. W połowie lipca (kiedy to planowałam swoją podróż), temperatury sięgają tam 40 stopni. Gdybym chciała się jedynie wylegiwać na plaży, zapewne żadna temperatura nie byłaby mi straszna. Jednak chcąc pozwiedzać też albańskie miasta, usmażyłabym się jak skwarek.

Promenada

Cóż było robić. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do planu C, czyli polskie wybrzeże. Postanowiłam zwiedzić je całe, od Świnoujścia, aż do Krynicy Morskiej. A wszystko to w dwa tygodnie.

Świebodzin.

Na początku chciałam pokonać całą trasę z Kielc do Świnoujścia w jeden dzień. Jednak po chwili zastanowienia, doszłam do wniosku, że skoro jestem już na ścianie zachodniej Polski to warto też zatrzymać się w miejscowościach, do których z pewnością prędko nie zawitam.

Pierwszym przystankiem na mojej trasie miał być Gorzów Wielkopolski, ale jak to u mnie bywa „plan może ulec zmianie”, dlatego w drodze do Gorzowa, zahaczyłam jeszcze o Rio. Nie mogłam sobie odmówić przyjemności zobaczenia najwyższej figury Chrystusa, wokół której było tyle szumu.

Zanim dotarłam na miejsce, spodziewałam się zdecydowanie większego kiczu. Jednak będąc już na miejscu, zobaczyłam ładnie zagospodarowany teren, stanowiący kolejną atrakcję turystyczną na mapie Polski. A wielkość i rozmiar figury, kiedy stałam u jej podnóża zrobiła na mnie ogromne wrażenie.

W końcu jaki kraj takie Rio.

Kraina żużla.

Po krótkim przystanku, dotarłam do Gorzowa Wielkopolskiego. Co można zobaczyć w Gorzowie w jeden dzień, a dokładnie w jedno popołudnie? Wbrew pozorom dosyć sporo.

Punkt znajduje się pod rondem, na którym stoi Pajączek.

Zanim jednak udałam się na zwiedzanie miasta, pojechałam zostawić swoje bagaże w mieszkaniu, które zarezerwowałam na nocleg.

Nad wodą.

Bez zbędnego bagażu, swoje zwiedzanie miasta zaczęłam od rzeki. Ponieważ Gorzów położony jest nad Wartą, w pierwszej kolejności udałam się na Bulwar Nadwarciański.

Idealne miejsce na chwilę odpoczynku, relaksu i zadumy. Nie ma dla mnie nic bardziej kojącego, jak widok miasta, nad brzegiem leniwie płynącej rzeki.

Niedoszły rejs.

Dodatkową atrakcją, był jeden z pomników upamiętniający postacie związane z historią miasta. Przedstawia on Pawła Zacharka, który był przewoźnikiem przez Wartę. Choć dzisiaj już nigdzie swoją łódką nie popłynie, to jest ona na tyle pojemna, że można w niej zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.

Pajączek.

Spacerując promenadą wzdłuż Warty, dotarłam do Wieży widokowej Dominanta, której konstrukcja kojarzyła mi się z pajączkiem, albo ośmiornicą. Patrząc na nią, nie przychodziło mi żadne sensowne wyjaśnienie „co autor miał na myśli” podczas jej tworzenia, i co miałaby reprezentować.

Wskazówka: Jeżeli chcielibyście wejść na górę i popatrzeć na miasto z nieco wyższej perspektywy, należy poprosić ochroniarza, aby otworzył wam drzwi. 
Mała perełka.

Za to tuż obok wieży, stoi zabytkowy Spichlerz, w którym w chwili obecnej znajduję się filia Muzeum Lubuskiego. Ponieważ w muzeach bywałam nie raz, zdecydowanie bardziej wolę podziwiać je z zewnątrz.

W szczególności, że jest to niezwykle uroczy architektonicznie budynek. Całości obrazu dopełniało położenie budynku, który został wciśnięty pomiędzy nowoczesność i szerokie ulice miasta. Jakby ktoś o nim w trakcie tworzenia modernizacji miasta zupełnie zapomniał.

Promenada.

Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć, wróciłam na promenadę, gdzie znajdował się Zegar słoneczny Unii Europejskiej.

Idąc dalej, zobaczyłam Pana siedzącego na stołeczku rybackim, czytającego książkę. Kiedy go mijałam, zupełnie się nie ruszał. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest to pomnik. Jednak z odległości, byłam święcie przekonana, że jest to człowiek z krwi i kości.

Ciągle niedowierzając, jak zostałam oszukana przez swój własny umysł, zatrzymałam się w restauracji Raj India, aby uzupełnić zgubione kalorie. Jedzenie było wyśmienite. Niestety, nie zdążyłam zrobić żadnego zdjęcia, gdyż nie mogłam oderwać się od talerza.

Zabytki.

Z pełnym brzuchem udałam się na dalsze zwiedzanie Gorzowa. Moje nogi zaprowadziły mnie na Stary Rynek, przy którym znajduje się najbardziej rzucająca się w oczy budowla, czyli Katedra pw. Wniebowzięcia NMP. Z racji później wieczorowej pory, była już zamknięta dla zwiedzających, dlatego podziwiałam ją jedynie z zewnątrz.

W ramach nagrody pocieszenia, zafundowałam sobie lody domowej roboty, które sprzedawali tuż obok katedry. Delektując się ich smakiem, podziwiałam Fontannę Pauckscha, potocznie zwaną Bamberką. Została ona ufundowana przez przemysłowca Hermanna Pauckscha. Fontanna ma symbolizować pracowitość gorzowian i życiodajne walory Warty.

Obchodząc fontannę dookoła, moją uwagę zwróciła brukowana podłoga. Okazało się, że była to Aleja Sławnych Gorzowian. W bruku zostały wmurowane pamiątkowe płyty, poświęcone pamięci zmarłym, wybitnym twórcom kultury związanych z Gorzowem. Dlatego warto czasem patrzeć pod nogi.

Architektura.

Dla zachowania równowagi, wypadało też spojrzeć odrobinę w górę. Dzięki temu dostrzegłam małe, pięknie odrestaurowane zabytkowe kamienice, które tworzyły niezwykły klimat rynku.

Spacerując uliczkami Starego Rynku, natknęłam się na wyjątkową kamienicę. Był to budynek Starej introligatorni. Choć popada on w ruinę, to jego cała elewacja stanowi jeden wielki mural.

A to było tak…

Przechodząc przez Wełniany Rynek, dotarłam do Studni Czarownic. Powstała ona w formie upamiętnienia kobiet spalonych na stosie w czasach inkwizycji.

Zaintrygowało mnie, dlaczego akurat studnia? Otóż, według legendy, trzy siostry nie chciały wyjść za mąż za starego kawalera. Więc rozpuścił on plotkę o tym, że są czarownicami. Za to spalono je na stosie, a ich zrozpaczona matka, wołając o pomstę, rzuciła się do stojącej obok studni. Podobno, do dzisiaj patrząc w głąb studni można usłyszeć zawodzenie matki oraz zobaczyć twarze trzech roześmianych dziewczyn.

W obronie miasta.

Rozmyślając o czarownicach, dotarłam do zabytkowych Murów Miejskich, które stanowiły w średniowieczu mury obronne miasta.

Ponieważ zaczynało robić się już ciemno i dzień pełen wrażeń zaczynał dawać o sobie znać, nadszedł czas powrotu na zasłużony odpoczynek. Jednak nie byłabym sobą, gdybym w drodze powrotnej nie wynalazła jeszcze kilku ciekawych miejsc, wartych zatrzymania się choć na chwilę.

Niezwykłe postacie.

Jednym z nich był Pomnik Kloszarda, przedstawiający bezdomnego kloszarda Kazimierza Wnuka, znanego pod pseudonimem Szymon Gięty.  Niezwykły pomnik miejscowego ekscentryka, pogodnego kawalarza i prześmiewcę absurdów PRL-u.

Drugim zaś był Pomnik Papuszy, cygańskiej poetki, która przesiadywała w Parku Wiosny Ludów, w którym niegdyś często wróżyła.

Z pewnością gdybym miała więcej czasu, udałoby mi się odnaleźć jeszcze więcej ciekawych miejsc, do których warto byłoby się udać. Pomimo, że Gorzów Wielkopolski nigdy nie kojarzył mi się z miejscowością turystyczną, to pozytywnie mnie zaskoczył. Dlatego będąc w tych rejonach Polski, warto zatrzymać się w Gorzowie choć na jeden dzień.