aktrakcje,  podróże,  USA

Skarb Arizony – czyli co warto zwiedzić w Wielkim Kanionie Kolorado.

Jak to się stało, że wylądowaliśmy w Kanionie Kolorado? Cóż, podobnie jak w regulaminach i planach taryfowych oferowanych nam na co dzień usług, tak i w tym przypadku znalazł się tekst drobnym drukiem. Dla ułatwienia, przytoczę co zawierała jego treść.

Otóż, mój tata od wielu lat bardzo chciał zobaczyć Wielki Kanion Kolorado. Było to jego wielkim marzeniem. I choć nadarzyła mu się już wcześniej ku temu sposobność, doszedł do wniosku, że chce go zobaczyć, ale z rodziną.

Ponieważ ja, wreszcie zdecydowałam się odwiedzić mojego przyjaciela Alexa w Stanach (o czym możecie dowiedzieć się z wcześniejszych wspisów), mój tata postanowił skorzystać z okazji. Wreszcie mógł spełnić swoje marzenie.

W ten oto sposób, Wielki Kanion Kolorado znalazł się na naszej mapie podróży po Stanach.

Na krawędzi.

Wielki Kanion Kolorado jest WIELKI. Szukając informacji na temat wycieczek do Wielkiego Kanionu, natknęłam się na dwie możliwości: North Rim i South Rim. Oznacza to nie mniej, nie więcej północną i południową krawędź Kanionu. 

Ponieważ do Wielkiego Kanionu jechaliśmy od strony miasteczka Williams (a co w nim robiliśmy, przeczytacie tutaj), wybraliśmy do zwiedzania South Rim. Była to też bardziej turystyczna krawędź Kanionu Kolorado, na której znajdowało się więcej punktów widokowych.

Listonosz puka dwa razy.

Nasz dzień zaczęliśmy wczesnym rankiem, by mieć jak najwięcej czasu na zwiedzanie Kanionu. Co więcej chcieliśmy uniknąć dzikich tłumów turystów i zbyt dużego gorąca. W drodze do Wielkiego Kanionu Kolorado, widzieliśmy wiele domostw, które były oddalone od głównej drogi o wiele kilometrów. W związku z tym, moją mamę bardzo nurtowało pytanie, jak listonosz dostarcza im pocztę.

Niedługo po tym, jak padło sakramentalne pytanie, dostaliśmy na nie odpowiedź. Tuż przy głównej drodze, znajdował się rząd skrzynek pocztowych z numerami posesji. Proste i wygodne rozwiązanie dla wszystkich. Wracasz do domu i od razu wiesz czy czeka na ciebie wiadomość.

Wielki Kanion Kolorado.

Rozwikławszy jedną z nurtujących nasz tajemnic, pojechaliśmy do Kanionu. Całość Parku, tak jak w poprzednich przypadkach, była doskonale przystosowana dla odwiedzających go turystów.

Ogromne parkingi, bary, restauracje, sklepy z pamiątkami i oczywiście zaplecze sanitarne. Również tutaj, znajdowała się baza noclegowa, dla osób planujących zostać na dłużej w Kanionie.

Gdybyśmy wiedzieli ile tajemnic w sobie kryje Wielki Kanion Kolorado, z pewnością zostalibyśmy na dłużej. Niestety czas nie był z gumy i nie mogliśmy wydłużyć doby, ani dodać dodatkowego dnia.

Standardowo przy wjeździe do Parku, otrzymaliśmy mapkę z oznaczonymi trasami i punktami widokowymi. W samym Parku, mieliśmy do wyboru trzy trasy do zwiedzania: Czerwona, Niebieska i Pomarańczowa.

Do wyboru, do koloru.

Zdecydowaliśmy się zacząć od trasy czerwonej (która jak się później okazało, była najbardziej widokowa i okazała). W tym celu udaliśmy się na parking znajdujący się w Historycznej Wiosce.

Ponieważ w okresie letnim, zwiedzanie czerwonej i pomarańczowej trasy możliwe było jedynie za pośrednictwem Shuttle Bus, zostawiliśmy swojego wiernego rumaka, w cieniu drzew i udaliśmy się na zwiedzanie i podziwianie natury.

Na miły początek.

W drodze na przystanek, skąd odjeżdżały autobusy, przeszliśmy się brzegiem Kanionu. Stamtąd prowadziła intrygująca ścieżka w dół kanionu. Był to szlak Bright Angel Trailhead i wyprawa na cały dzień. Choć bardzo nas kusiło żeby ją wytestować, poprzestaliśmy jedynie na prześledzeniu jej trasy wzrokiem. Nie zawsze można mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko. Jednak zapewne, gdybyśmy byli tam drugi raz, to zostalibyśmy na dłużej żeby i z tej opcji skorzystać.

Zachwycając się tym niezwykłym krajobrazem, rozciągającym się po horyzont, pojechaliśmy dalej. Najpierw zatrzymaliśmy się przy Trailview Overlook.

Staliśmy tak na tarasie widokowym oniemiali z wrażenia. Stojąc tak przy krawędzi i spoglądając przed siebie, zaczęliśmy się zastanawiać, czy to natura stanowi element życia ludzi, czy ludzie wkomponowani zostali w przyrodę. Trudno było nam powiedzieć.

Krętą ścieżką…

Kolejnym naszym przystankiem był Maricopa Point. Również tutaj byliśmy oczarowani niezwykłością Wielkiego Kanionu. Co więcej, poza wychodzeniem z autobusu na zwiedzanie poszczególnych punktów widokowych, można było skorzystać z bardziej ambitnej wersji.

Otóż, poszczególne punkty na całej trasie, były połączone ścieżką. Więc bez problemu mogliśmy sobie zrobić spacer i przedłużyć moment obcowania z naturą. Połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.

Musieliśmy jednak wziąć pod uwagę, że niektóre punkty były oddalone od siebie o zaledwie półgodziny marszu, inne zaś nawet o półtoragodzinny spacer. Dlatego mierząc siły na zamiary mojej ekipy podróżniczej, zdecydowaliśmy się na wariant bardziej turystyczny niż trekkingowy.

W miejscach gdzie odległości były mniejsze, decydowaliśmy się na spacer, a w innych przypadkach czekaliśmy na autobus, który kursował co piętnaście minut.

Wariant pośredni.

Później dotarliśmy do Powell Point, który udowodnił nam, że cały kanion jaśnieje mnogością barw. 

Przekonaliśmy się również, że poza spacerem i autobusem, można było wybrać pośredni wariant zwiedzania Kanionu Kolorado, czyli rower. Robiąc sobie krótką przerwę na celebrowanie chwili, tuż za nami podjechała cała grupa rowerowa.

Następnie wysiedliśmy przy Hopi Point. Choć staraliśmy się uwiecznić Wielki Kanion Kolorado na zdjęciach, to nawet to najlepsze, nie było w stanie w pełni oddać jak wygląda on w rzeczywistości.

Jedno wiem na pewno. Dla takich chwil warto żyć.

To samo, czy nie to samo.

Po drodze, zatrzymaliśmy się również przy Mohave Point. Także tutaj byliśmy w stanie kontemplować niezwykłość skał w ich zwykłości. 

Miałam wrażenie, jakby każdy kolejny przystanek rywalizował z poprzednim o to, z którego miejsca najpiękniej widać Kanion.

Pijani bombardującym nas zewsząd pięknem, dotarliśmy do The Abyss i Monument Creek Vista. 

Każdy kolejny punkt widokowy, oferował nam możliwość podziwiania Kanionu, z odrobinę innej perspektywy. Dzięki temu zobaczyliśmy Kanion w całej jego okazałości.

Coś się zaczyna, coś się kończy.

Przedostatnim przystankiem dla nas, w tej części zwiedzania Kanionu, był Prima Point. Całość czerwonej trasy była według mnie idealnie zaplanowana i zorganizowana. Byliśmy w stanie nacieszyć się widokami, odpocząć i zrobić obowiązkowe zdjęcia.

Końcowym przystankiem był Hermit Trailhead, skąd można było udać się pieszym szlakiem na dalsze eksplorowanie parku narodowego, lub tak jak my wrócić z powrotem do centrum parku.

Wskazówka: W każdym autobusie jest mapka z zaznaczonymi przystankami. Warto zwrócić uwagę, że na czerwonej trasie na niektórych przystankach autobus zatrzymuje się tylko w jedną stronę. Dlatego najlepiej zwiedzać je wszystkie po kolei i nie zostawiać ich na potem.
Kolor niebieski.

Drugą trasę, którą wzięliśmy na warsztat, była trasa niebieska. Prowadziła ona przez historyczne miasteczko, które można było podziwiać jadąc autobusem lub samemu objechać je samochodem. My wybraliśmy wersję numer dwa.

Pomarańczowe szaleństwo.

Po krótkim przerywniku, przejechaliśmy do Visitor Center, skąd odchodziła pomarańczowa trasa

Najpierw udaliśmy się na Mother Point, który znajdował się w sąsiedztwie centrum dla odwiedzających.

Niektórzy mieli za nic przepisy bhp. Znaleźli się śmiałkowie, którzy wychodzili na skałki poza wyznaczone barierki. 

Choć nie brakowało mi odwagi, to została mi jeszcze odrobina oleju w głowie, by wbrew ogromnej pokusie zrobienia sobie niepowtarzalnego zdjęcia, zachować obie ręce i nogi.

W krainie geologów.

Drugim przystankiem na pomarańczowej trasie był Yavapai Geology Museum. Poza nieziemskimi widokami, odwiedziliśmy też znajdujące się tam muzeum. 

Mogliśmy z bliska, przyjrzeć się jak wyglądał przekrój geologiczny skał tworzących Wielki Kanion Kolorado.

Znajdowała się tam również galeria zdjęć, przedstawiająca Wielki Kanion o wschodzie i zachodzie słońca. Zwiedzając Kanion w ciągu dnia, nie było mi dane się o tym przekonać na własne oczy. Mogłam sobie to jedynie wyobrazić.

Fotografie robiły imponujące wrażenie, więc w rzeczywistości musiało wyglądać to zjawiskowo. Dlatego nie zdziwiło mnie, że niektórzy turyści zostawali na kilka dni w Kanionie, aby zobaczyć go w całej okazałości o różnych porach dnia i nocy.

Do trzech razy sztuka.

Choć objechaliśmy autobusem wszystkie punkty znajdujące się na pomarańczowej trasie, to jedyne godne uwagi i zatrzymania się, według mnie było Mather Point i Yavapai Point. Resztę z czystym sumieniem na tej trasie można było pominąć.

Wskazówka: Po zwiedzeniu tych dwóch punktów, autobus jadąc w dalszą trasę, ponownie zatrzymywał się przy Visitor Center, więc można było wysiąść wcześniej.

Kiedy zakończyliśmy już zwiedzanie wszystkich tras, powoli udaliśmy się w stronę naszej mety na ten dzień, czyli miejscowości Page. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na kilku dodatkowych punktach widokowych, do których dojazd był już tylko własnym środkiem transportu.

Coś w zanadrzu.

Zrobiliśmy sobie krótki postój między innymi przy Grandview Point, Moran Point i Lipan Point, które utwierdziły nas w przekonaniu, że zwiedzanie Kanionu, było słuszną decyzją.

Głównym punktem i atrakcją na tej trasie było Desert View, które było uważane za najpiękniejszy punkt widokowy. 

Znajdowała się tam także Wieża, którą można było zwiedzić. Więc postanowiliśmy skorzystać z okazji.

Natomiast moim zdaniem, o wiele ładniejszym i atrakcyjniejszym punktem widokowym był Navajo Point, znajdujący się tuż przed Desert View.

Widoki mówią same za siebie.

Po całym dniu spędzonym w Wielkim Kanionie Kolorado, mogę przyznać Theodorowi Rooseveltowi rację. „To jeden z najwspanialszych widoków, który powinien zobaczyć każdy Amerykanin”. A ja dodam od siebie, że również turysta.